Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 1 164.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jam zawsze gościom rad — odparł Wisz spokojnie.
— Kneź wam pokłon śle i do siebie prosi, na koźle udo, na miodu czaszę, na drużbę i rozmowę — szydersko ciągnął daléj Smerda — a żeby prędzéj was mieć, aż mnie po was przysyła...
Wisz zmilczał trochę.
— Nie byłbym od tego, aby mu się pokłonić — rzekł zwolna — alem ja stary, a on młodszy. Ja pan u siebie, a on na grodzie... jeśli co do mnie ma, posłów znajdzie...
Smerda konno podjedżdżając coraz bliżéj, mruczał.
— Milcz ty stary zuchwalcze! ty niepoczciwy, nieposłuszny — zakrzyczał nagle — ja tu na ciebie sąd wiozę i powrozy! Tyś to wiece śmiał zwoływać!
— A no... ja! — rzekł Wisz spokojnie — ja... każdy z nas starszyzn po mirach ma do tego prawo. Tak z wieków bywało i tak będzie póki nas stanie.
— Nauczymy my was wieców — zawrzeszczał Smerda i stanąwszy tuż przy starcu, ręką się zamierzył na niego. Stary zwolna ustąpił.
— Jedliście chleb pod moim dachem — rzekł nie życzę wam zła... ustąpcie proszę precz... i powiedzcie kneziowi, że wiec się zbierze, choćby mnie między żywymi nie było.