Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 1 161.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Niewiasty wszystkie wyszły z szop i chałupy, zawodząc żałośnie, ręce łamiąc i płacząc. Strach je ogarniał. Jęki te Wiszowi serce miękczyly, nakazał milczenie, ucichło wszystko... Dziwa stała na przedzie z Jagą.
— Wy w las z dziećmi! — zawołał stary, — tu nie jesteście potrzebne. W las ich prowadź, Dziwa. Wrócicie, gdy albo umarłych grzebać, lub pokaleczonych obwiązywać będzie trzeba.
Znikły posłuszne niewiasty.
W całém obejściu ruch powstał ogromny. Stary sam przewodził.
W chacie Dziwa, najprzytomniejsza ze wszystkich, resztą niewiast rozporządzała, żywność zbierano, gotując się do drogi.
W tę stronę, od któréj napaść musiała przybywać, wyprawiono małego chłopca na podjezdku, aby dawał znać przodem, gdy o drużynie kneziowskiéj zasłyszy.
Noc wśród tych przygotowań nadchodziła szybko, a nawet do ziemi ucho przyłożywszy, najmniejszego tententu słychać nie było. Tymczasem spodziewano się ludzi z Rybaków i osad na posiłek.
Dziwa z całym obozem niewieścim, z dziećmi i sługami, gotową była w las ruszyć na pierwsze skinienie i wieść o niebezpieczeństwie.
Nikt téj nocy o śnie nie pomyślał, psy wyły niespokojne. Napróżno starano się je uciszyć, przypadały na chwilę i wnet nanowo żałobne to za-