Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 1 157.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wisz wstawszy z ławy przybliżył się do niego.
— Bracie — rzekł — czas nam myśleć o sobie... siądź i radź.
Przybył w ten sposób jeszcze jeden do szczupłego gronka, które się na wiec zgadzało.
Do późnéj nocy karmili się żalami i szeptali między sobą. Nazajutrz rano Doman i Wisz opuścili zagrodę Piastunową. Chociaż ludzi swoich zostawił stary u sąsiada, nadto mu pilno było powracać do domu, by nakładał dla nich drogi. W lesie rozstali się z Domanem, i Wisz znanemi krótszemi przesmykami w puszczy puścił się wprost do swéj zagrody. Drugiego dnia nad wieczór był już u wrót, a psy radośnie skomląc witać pana wybiegły. W chacie świeciło jeszcze, stara Jaga drzémiąc z kądzielą siedziała przy łuczywie. Pokłoniła się mężowi do kolan, wedle obyczaju, Wisz na ławie siadł się rozzuwać, pytając o dom i chudobę. Nadszedł zbudzony syn starszy i opowiadał, co się pod niebytność ojca doma robiło i trafiło. Wilk porwał był owcę, a nie zdołano go zabić, choć pastwę mu odebrano...
Była to wina pastuszków, którzy się oba pospali.
Stary spokojnie wysłuchał syna, a gdy już chciał odchodzić, dał mu znak, aby się zatrzymał. Jaga z kądzielą wyniosła się do komory.
— Ludek — rzekł Wisz pocichu do syna — postanowiono między nami, aby wici wysłać po mirze i na wiec zwołać starszyznę, na dzień przed