Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 1 148.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dach téż, jeśli się w mirze lub na opolu, czasu pokoju trafiło zabójstwo, on prawo stare najlepiéj wiedział jak zastosować. A gdy on co rzekł, nie było już się co sprzeczać i sporzyć.
Mały ten człek między bogatymi kmieciami więcéj znaczył od najzamożniejszych. Szli zdala do Piastuna ludzie, a gdy go doma nie zastali, bo często w lesie barcie swe podpatrywał, czekali nań dzień i dwa, póki nie przyszedł i nie siadł ich słuchać, a miał ten zwyczaj, że mówił niewiele i niełatwo, że wyzywał wprzódy na słowa, myślał długo, ale gdy naostatek wśród ogólnego milczenia rzekł swoje, tego potém nie odmienił. Ludzie o tém tak dobrze wiedzieli, że gdy ten wyrok zapadł, nie śmieli nic przeciw niemu powiedzieć.
Poszanowanie to dla Piastuna, który, choć w pobliżu grodu mieszkał, nigdy kneziowi nie dworował, ani się do niego cisnął, zjednało mu na pańskim dworze nienawiść. Lecz nie tykano go, bo się wpływu jego na innych lękano. Ująć się téż nie dawał niczém, a najmniéj pochlebstwem, którego nie słuchał nawet. Nazywano go téż hardym, a może i był nim w istocie, choć przeciwko małym nigdy się nim nie okazywał.
Mąż był lat naówczas średnich, liczył ich sobie po za czterdzieści, wzrostu nie wyniosłego, krzepki i napozór niczém się nieodznaczający. Tylko w oczy mu spojrzawszy, widzieć w nich