Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 1 130.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nikami. Rabów z nas czynić chcą. Odgrażają się, tępią jak pszczoły, gdy ul do dna chcą wyprzątnąć i gnilca w nas szukają. Chwostek nad Gopłem dokazuje. Dwa dni temu, sprosił kmieci na ucztę do siebie, dali im jakiegoś duru w napoju, niemka go tam syci na naszą zgubę. Wśród uczty jęli się gryźć i bić między sobą, niemal wszyscy się wymordowali. Trupy Chwostek do jeziora kazał powrzucać jak padło. U Samona dziéwkę hożą zabrano gwałtem, a kneziowa pani dała ją mężowi na zabawę. Po zagrodach tłuką się Smerdy jego i gwałty czynią, zabierają ludzi, niewiastom nie dają pokoju. Nikt nie pewien ani chaty, ani pola, ani komory, ani dzieci. Mamyż my to tak cierpieć i po niewieściemu jak baby z płaczu zawodzić, ręce łamać? Mów Domanie.
Domanowi lice płonęło, wargi się trzęsły, hamował się, milczał — a gdy stary dokończył — rzekł:
— Hej! hej! dawno bo należało na to gniazdo osie iść i nogami je stratować.
— Słowo się prędko rzecze, Domanie — zawołał stary — a rękom to nie tak łatwo. Twardo siedzi to gniazdo, do stołba przylepłe.
— A Stołb téż pono nie duchy stawiły z kamienia, ale ludzie, to téż go ręce ludzkie wywrócić mogą — rzekł Doman.
— Nie mów tak — odezwał się Wisz — o stołba początku nikt nie wie. Stał już za praszczu-