Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 1 120.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

słyszałem noc całą i śmiech, jakby puhacza głos.
Zamilkł, oglądając się z obawą.
— Mów, chłopcze — rzekła — jakby ci rodzona kazała. Łagodny głos jéj do serca mu trafiał.
— Słowo twoje nam potrzebne — dodała — gładząc chłopię po twarzy.
I pochyliła mu się do ucha, a on z płaczem opowiadać jéj zaczął, co wczoraj na grodzie się działo, jak wrzała biesiada krwawa, jak w podwórzu zajadali się kmiecie pijani, jak nagie ich trupy do jeziora rzucano, kneź śmiał się a krucy krakali i psy wyły, z radości czy z trwogi. — Mówił, jak głodna psiarnia pańska biegła po tém krew ciepłą chłeptać w kałużach, jak z rana zawodziły i płakały niewiasty, jak znoszono trupy i miotano groźbami.
Mówił — a Dziwa bladła, spokojna jéj dziewicza postać mieniła się w rycerską, oczy zdawały się z pod powiek ogniem strzelać, a ręce się białe ściskały, jakby miecz w nich trzymała... i czoło podnosiło się coraz wyżéj, to krwią okrywając, to bladością.
Kończył Gerda opowiadanie, gdy Wisz i Hengo nadeszli, chłopiec strwożony, aby się jego wielomówność nie wykryła, ledwie miał czas prześlizgnąć się pod chruścianemi ścianami szop do koni i tu przypadł, tuląc się pod kawałem sukna, który naciągnął na siebie. — Dziwa stała długo w miejscu jak przykuta, a gdy Wisz przechodząc