Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 1 110.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Grafowi powiedzcie, że my to od niego za podarek dla Brunhildy przyjmujemy... niech on wam za to płaci... Nie macie tu czego stać długo... Wracać wam zdrowiéj i nie oglądać się za siebie...
Nie czekając już, aby mu tę radę powtórzono, ruszył niemiec sposępniawszy i był już za drzwiami, gdy kneziowa pani, znać ulitowawszy się nad nim, wysłała jednę z dziewek powiedzieć mu, by się nie frasował, że mu sama za towar nabrany wynagrodzi. Wstrzymał się więc w sieni, czekając na starą babę, która wyszła milcząca i powiodła go za sobą do blizkiéj komory. Tu skór wisiały pęki i różnego dostatku siła nagromadzonego kupami. Dano mu sobie wybierać, i Hengo ciesząc się, że nie będzie zupełnie odarty, łańcuszkiem srebrnym jeszcze obdarzywszy podskarbinę, skór na plecy nabrawszy ile chciał, do koni corychléj powrócił.
Niepokój jakiś na grodzie, wrzaski i wołania u wrót ostrzegały go, ażeby nie czekając tu dłużéj, z życiem i mieniem uchodził. W pierwszém podwórzu dobitniéj jeszcze słychać było po za wałami odzywające się głosy tłumne.
Wrota stały zaparte, od mostu i haci dwornia pańska wchodu broniła. Wyszedłszy ujrzał Hengo, że gromady pieszych, konnych, a między niemi i niewiasty wnijścia się na gród dopominały.
Smerda i jego pachołkowie nie dopuszczając, biczami i dzidami odpierali naciskających się. —