Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 1 091.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Hengo miał téż czas rozpatrywać się po dworze, a że wiele świata i grodów widywał, dlatego może tu nic go nie dziwiło i strachem nie ogarniało, choć twarzami dzikiemi był otoczony i ludzie zdawali się tylko czekać skinienia, aby się rzucić na niego. Obchodzili go, przypatrywali się i słyszał, jak dokoła powtarzano: — Niemy, niemy!
W tém gdy tak stał, jak gdyby na coś oczekując, ujrzał schludnie odziane pacholę, z długiemi włosami na ramiona, które mu, kiwnąwszy głową, dało znak, aby szedł za niém.
Gerdzie poleciwszy konie, Hengo posłuszny, w trop udał się za przewodnikiem.
Przez szeroką bramę w ścianie dworu weszli z nim na drugi grodu dziedziniec. Tu inaczéj jakoś i nie tak po wojennemu wyglądało. Podsienia malowane były jasno i ku słońcu obrócone, na sznurach w nich wisiały schnące bielizny i odzieże niewieście. Kilka starych drzew rosło w pośrodku. W głębi widać było przesuwające się białogłowy i bawiące w piasku dzieci.
Pacholę, palec na ustach położywszy, zwolna prowadziło Henga ku drzwiom, w bocznym dworze, a gdy się te otwarły, znalazł się w pięknéj izbie, któréj okiennica szeroko otwartą była na jezioro. Brzask wieczora wchodził tędy do środka.
Znać było mieszkanie niewieścią przystrojone ręką.