Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 1 081.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W tém Krak z mieczem idzie z grodu, łeb żmiji strasznéj ucina, na żerdź go wtyka wysoko. Patrzaj narodzie, mój miły, że się twe męki skończyły. Ptacy niosą wieść wesołą, wiatry polami z nią biegą, niech rolnik wychodzi z pługiem, niech pastuch bydło wyżenie, niech dzieci idą na łąki — nie ma już smoka na ziemi.
Nad smoczą jamą na górze, gród się kamienny podnosi, tam Krak króluje spokojny, na cztéry strony spoziera, cztéry zwojował narody. A broda rośnie mu siwa i już mu piersi zakrywa, już i do kolan mu sięga. A kiedy dotknie się ziemi, król wie, że umrzeć mu pora. Ni się weseli ni smuci, że swe królestwo porzuci, dwu synów ma już u boku i córkę Wandę ma jedną. Broda dorosła już ziemi. — Przyszła już na mnie godzina; weźcie królestwo na dwoje. Siostrze dać królewskie wiano i żyjcie w braterskiéj zgodzie. Płacz po swym ojcu narodzie! Naród zapłakał i ciało niesie na górę Lassotę, na stosie go posadzili, Tryznę z obiatą sprawili, popioły Kraka zebrali, każdy wziął po garści ziemi, szli i sypali dopóki mogiła w górę nie wzrosła.
Kraj na pół bracia dzielili, poczną panować Krak z Lechem. I Krak ma ziemi połowę i Lech połowę ma ziemi. Lech patrzy na brata z trwogą, starszy mi kark zgniecie nogą. Jedźmy do lasu na łowy, bracie, na zwierza dzikiego, jedźmy razem w puszczę ciemną... będziemy gonić jelenie,