Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 1 076.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Eh — e! — rzekł — nie te to czasy!
— Nie te święte czasy co bywały — ciągnął śpiewak ślepy — nie te czasy, gdy u nas gęśli bywało więcéj niż żelaza, a śpiewu niż płaczu. Dziś ślepy gęślarz lasom pieje, a słuchać go nie ma komu. Niech się uczą lasy, jak żyli ci, co śpią po mogiłach, po kamiennych. A jak pomrą starzy, pieśń z niemi pójdzie do ziemi, synowie o sprawach ojców wiedzieć nie będą — zamilkną mogiły. Stary świat padnie w ciemności...
Mówił tak zwolna, a słowo w pieśń przechodziło nieznacznie, i nie postrzegł się jak nucić zaczął. — Ręce chléb porzuciwszy, same po strunach biegać zaczęły, a struny skarżyć się i płakać.
— Jam może śpiewak ostatni — rzucił Słowan, mnie oczy wybrano w młodości, aby dusza w drugi świat patrzała. Jam wszystkie ziemie zwędrował, a nie widział żadnéj, od Dunaju huczącego do Białego morza, od Chorbatych gór wierzchów, aż do lasów u Łaby. Niosły mnie nogi nie oczy, bez drogi; gdzie dola wiodła, gdzie się ludzi zebrała gromada. Siadałem na ziemi, stawali kołem nademną, niewiasty plaskały w dłonie, starzy po ojcach płakali. Szedłem od uroczyska do uroczyska, od mogiły do mogiły, od zdroju do zdroju... hen, hen, aż gdzie się kończy ludzka mowa.
Zamilkł. Smerda pół słuchał, pół drzemał. — Gdy ustał, odezwał się.
— Śpiewaj śpiewaku daléj.