Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 1 062.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Przywołany tém imieniem parobczak, wyprostował się i podszedł.
— Tobie w polu nie bardzo się chce robić — a koło domu téż nie lepiéj, rzekł do niego, więcéj leżysz i śpiewasz niż pracujesz... Ty byś się zdał do lekkiego chleba, przypasawszy mieczyk drugich ganiać i piórko za czapkę wetknąwszy, popisywać się z urodą. — Ty na kneziowski dwór pójdziesz z ochotą?
Nagle zagadnięty parobczak, choć mu się niedawno twarz śmiała, posmutniał nagle. Oczyma niespokojnemi potoczył dokoła — zobaczył jak mu się Smerda przypatrywał ciekawie, ogarnęła go trwoga i padł przed starym na kolana.
— Ej! ojcze panie — po cóż mnie w niewolę dajecie? krzyknął.
— Co za niewola — przerwał Smerda — będziesz wojakiem. U knezia lepiéj niż tu, a jak się spodobasz panu, kto wie co będzie z ciebie. Wisz po schylonéj jego głowie ręką pogładził.
— Musi jeden iść za wszystkich... rzekł, na ciebie koléj — Sambor.
Stara Jaga, opodal stojąca, ręce załamała, bo, choć parobczak synem jéj nie był, ale się w chacie wychował i jak dziecko własne go kochano...
Drudzy parobcy tém oznajmieniem strwożeni, cofnęli się w głąb — opuściła ich wesołość. A tuż i Smerda, dłoń szeroką na ramię Samborowi położył, jakby go brał w posiadanie.