Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 1 059.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nic nie mówiąc, stary ręką ukazał Niemcowi na drzwi i wrota — dając do zrozumienia, by uchodził, lecz Niemiec — obejrzawszy się, szepnął mu do ucha.
— Ja się ich nie boję, nic mi nie zrobią — dostanę się z niemi do knezia. Towaru tylko nie wezmę z sobą wszystkiego — by darmo się nie wozić z ciężarem.
Wisz popatrzał nań zdziwiony.
— Dla czegóż uchodzić nie chcesz? — Z pod mojego dachu na co ma cię spotkać nieszczęście?
Hengo uśmiechnął się chytrze, głową potrząsając.
— Nie boję się — nic mi nie zrobią... wykupię się im, bądźcie spokojni, tylko wam jedną sakwę zostawię.
Milczeniem gospodarz zgodził się na to, a Niemiec wysunął zaraz ku szopie, zkąd parobek wyniósł po chwili sakwę, którą w komorze ukryto. Hengo podziękowawszy gospodarzowi, wrócił do izby i siadł znowu w swoim kącie, nim postrzeżono, że go nie stało.
W izbie gwar był i śmiechy.
Smerda orzeźwiał téż po piwie, ze starą babą żarty strojąc, a towarzysze mu rozgłośnym śmiechem wtórowali. Trwało to aż do nocy, wniesiono łuczywo suche, którego drzazgi między kamienie wetknięte, zapalono, aby izbę oświecały.