Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 1 042.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak dużo, że nie zapamiętam z ilu rzek piłem wodę, przez wiele gór wierzchołkim się przedzierał, widziałem dwa morza... a języków, którem słyszał nie zliczę... a ludzi różnych...
— Przecież ze wszystkich narodów, naszych pono najwięcéj, odezwał się stary... My Polanie rozmówić się możemy i z temi co u Odry i co nad Łabą siedzą i z Pomorcami i z Ranami na Ostrowiu, i z Serby i z Chrobaty i Morawiany i aż do Dunaju... i daléj. A któż policzy... jest nas jako gwiazd na niebie.
— Hm! — mruknął Hengo — i nas téż nie mało...
— A ziemi téż dla wszystkich dosyć — dokończył Wisz... Każdy u siebie doma, ma czego mu trzeba — ziemię matkę pod nogami, słonko nad głową, wodę w strumieniu, chléb w rękach.
Hengo słuchał milczący.
— Tak ci jest — rzekł — przecie jedni drugich nachodzą — i z głodu i z chciwości, i dla niewolnika, gdy go zabraknie.
— Dzieje się tak u was — przerwał stary — my wojny nie pragniemy, ani w niéj smakujem. Nasi bogowie pokój miłują jako my.
Niemiec się skrzywił.
— Kto wam tu co zrobi? — mruczał — kraj szeroki, pustynie, — łatwoby wejść, ale wynijść trudno...