Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 1 029.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kudełków, któremi się im czoła jeżyły. Podnosiły się one nagle i niknęły, ukazywały i pierzchały... Stare nawet baby drżąc wyglądały z za płota, a że się obcego lękały, rwały trawę i ziemię, rzucając je na wiatr, i pluły przed się, aby im jakiego nie rzucił czaru.
Stara Wiszyna, a imię jéj było Jaga — zobaczywszy, że się wiodą ku wrotom z gościem rudym, wystąpiła, usta zakrywając fartuchem, naprzeciw mężowi, dając mu gwałtowne znaki, aby z nią pomówił na osobności. Już się do wrót zbliżali, które im otwierać miano, gdy im zastąpiła drogę.
— Po co tu obcego, niemca wiedziecie? — szepnęła wylękła. — Możnaż to wiedzieć co on z sobą niesie? jakie on uroki rzucić może?
— Ten ci to sam, Hengo, z nad Łaby, co to naszyjniki przywoził i szpilki i noże... przecie się nam nic nie stało... Nie ma się go co obawiać, bo kto za zyskiem goni, temu czary nie w głowie.
— Źle mówicie — stary mój — odparła Wiszowa — gorsi to ludzie od tych, co z nożami i maczugami napadają. — Ano wola twoja, nie moja...
I szybko ustąpiła, mrucząc, nie oglądając się już za siebie, aż weszła do dworu wewnątrz zagrody. A że na inne niewiasty w podwórku po kątach poprzytulane skinęła, pierzchnęły wszystkie,