Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 1 027.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Żonę mieliście Serbkę z nad Łaby, — odezwał się — mówiliście mi o tém. Ale jakeście do niéj przyśli? hę? pewnie nie po jéj woli?
Rozśmiał się Hengo.
— Starzy jesteście — odparł — wam tego mówić nie trzeba. A gdzież to na świecie niewiast się o ich wolą pytają? Gdzie się inaczéj żonę bierze jak ręką zbrojną? Tak jest u was, u nas i na całym świecie... bo one woli nie mają.
— Nie wszędzie — wtrącił stary... Młodym woli nie dają — a stare u nas szanują. Choć im rozumu odmawiają, przecie duchy przez nie mówią i wiedzą one więcéj niż wy... te — wiedźmy nasze...
Potrząsł głową; milczeli chwilę.
— Na noc was o gościnę proszę — odezwał się Hengo. — Co mam z sobą w węzełkach pokażę... Zechcecie co wziąć? dobrze — a nie będzie zgody? nie pogniewamy się o to.
— O gościnę prosić nie trzeba — zawołał Wisz wstając — kto raz spał pod dachem naszym, zawsze ma pod nim spocząć prawo. My wam radzi. Kołacz i piwo i mięso się znajdzie — baby strawę wieczorną już warzą.
Chodźcie ze mną.
Wisz wstał z kamienia i przodem go wiodąc, ku wrotom się skierował.