Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 1 021.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Chłopak mu dopiero wskazał na własną twarz jego.
— Nie o moją mi strach... rzekł, choć skórznie mam jéj pełne... ale o waszą. Twarz, ojcze, macie we krwi całą.
Starszy na ręce swe popatrzył, rozśmiał się tylko i nic nie odpowiedział.
Gerda tymczasem na ziemi siadłszy, nogę ranną rozzuł i począł czyścić obówie, potém ranę ocierać i okładać hubą. — Stary patrzał na to obojętném okiem.
W milczeniu dobyli potém z sakiew suszone mięso i placki, które starszy na ziemi rozłożył. Poszedł się wprzód obmyć w wodzie i dłonią jéj do ust zaczerpnąć. Gerda za jego przykładem zwlókł się téż do wody... siedli jeść w milczeniu... Konie na chudéj trawie leniwie się pasły...
Z lasu wyleciała sroka... uwiesiła się na suchéj gałęzi nad głową starego, pochyliła ku niemu i krzyczała... Zdawała się zagniewana, trzepała skrzydłami, podlatywała coraz bliżéj... wołała coś, jakby na gwałt zbierając drugie... Nadciągnęła w pomoc wtóra i trzecia... i wrzaskliwie to podlatywały, to przysiadały się przy nich... Stary, który się chciał zdrzemnąć, zniecierpliwiony łuk napiął i strzelił. Nie ranił żadnéj, zerwały się z krzykiem... zawirowały w powietrzu i wróciły krakać nad niemi... Gerda z głową zwieszoną, na