Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 1 013.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

krótkich, dobywały się ręce silne, włosem okryte i opalone. Twarz miała wyraz przebiegły, na pół zwierzęcy, pół człowieczy, zuchwały razem i ostrożny... oczy biegały żywo... Ruchy ciała zręczne i silne, nie dawały wieku odgadnąć, choć młodość już pozostawił za sobą.
Postawszy chwilę, mężczyzna wrócił ku szałasowi i nogą silnie kopnął w ścianę jego, nie mówiąc słowa. Poruszyło się coś żywo za gałęźmi, i wnet z pod nich wypełzło chłopię, wydobyło się z za liści — zerwało rzeźko na nogi... Wyrostek mógł mieć lat z piętnaście, krzepki był i nieco do starego podobny. Twarz mu jeszcze nie porastała, włosy miał krótko ucięte, odzież grubą a wyszarganą, z sukna i płóciennych chust złożoną. Na nogi wstawszy, oczy przetarł kułakami, ledwie miał czas resztę snu z powiek opędzić; gdy starszego głos chropawy, w mowie dziwnéj, obcéj, któréj na téj ziemi nikt, oprócz nich dwu nie rozumiał, zawołał:
— Gerda — do koni! słońce weszło... Usłyszawszy ten rozkaz, poparty lekkiém potrąceniem w plecy, chłopiec zbiegł ku koniom, odwiązał sznury, skoczył na grzbiet z nich jednemu, i poprowadził je o kilka kroków daléj, gdzie trochę piasczystego, suchego brzegu, do wody przystęp dawało. Na piasku widać téż było ślady kopyt koni, które już tam wprzódy napoju szukały. — Konie zaczęły pić chciwie. Chłopię siedzące na