Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 1 010.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wyjrzało z gąszczy na polankę... popatrzało czarnemi oczyma i pierzchnęło... Zatętniało za nimi — cicho znowu.
Z drugiéj strony słychać łamiące się gałęzie, zaszełeściał łoś rogaty — wyjrzał, podniósł głowę, powietrza pociągnął chrapami — zadumał się, potarł rogami po grzbiecie i zwolna poszedł w las nazad... I znowu słychać było łom gałęzi i ciężkie stąpanie.
Z pod gęstych łóz zaświeciło oczów dwoje — wilk ciekawie rozglądał się po okolicy... tuż po za nim, położywszy uszy pierzchnął przelękły zając, skoczył parę razy i przycupnął.
I milczenie było, tylko zdala ozwała się poranna muzyka lasów... Trąciło o nie skrzydło wiosennego powiewu i gałęzie grać zaczęły... Każde drzewo grało inaczéj, a ucho mieszkańca puszcz rozeznać mogło szmer brzozy z listki młodemi, drżenie osiczyny bojaźliwe, skrzypienie dębów suchych, szum sosen i żałośliwe jodeł szelesty.
Szedł wiater stąpając po wierzchołkach puszczy, i głośniéj coraz odpowiadały mu bory, coraz bliżéj, silniéj coraz muzyka grała pieśnią poranną.
Po nad lasy płynęły zarumienione chmury, jak dziewczęta które się ze snu zerwały, zbudzone i uciekały czując że obcy pan nadchodzi. Szare z razu niebo błękitniało u góry, pozłacało się u dołu; obłoczki białe jak z rąbku obsłonki pościeli, rozwiewał wiatr po lazurach. Słońce strze-