Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom I 158.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   154   —

jęte dlań iż na niedźwiedzia się porwawszy, księcia samego znieważył i dotknął.
Mierzwa się uśmiechał zwycięzko.
— Przecie to jasne jak słońce — dodał. — Nie przysługiwało ci prawo karania bo nie jesteś księciem, miłe dziecię moje, sędzią téż nie jesteś; stałeś się więc buntownikiem, znieważona powaga prawa wymaga surowego sprawiedliwości wymiaru. Serce boli, ale zbrodnia tak straszna bezkarnie ujść nie może. Występek twój równa się zbrodni obrażonego majestatu.
Tu głowę spuścił ku księdze.
— Bez wątpienia, surowym chcąc być, skazać by cię można na ścięcie, powieszenie, rozszarpanie końmi, bicie kołem, postradanie ręki lub kopanie kruszców życie całe — ale musiemy mieć miłosierdzie nad nieświadomością twoją, litując się nad tobą, dziecię miłe, nie możemy mniejszéj ci kary naznaczyć nad siedemdziesiątą!
Kmieć jęknął — Siedemdziesiąt grzywien! Z kąd miał wziąć tyle pieniędzy, załamał ręce rzucił się na kolana. Bereza usta zatulając śmiać się począł. — Nie chciano już nawet słuchać winowajcy dłużéj, pachołkowie chwyciwszy pod ręce natychmiast go do izby Skarbnego poprowadzili, a że z sobą ani siedmiu grzywien nie miał i niewiedział na razie zkąd ma wziąć sum-