Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/281

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i wprowadził do jej domu. Umyślniem konia i siebie zmógł, by jej tu na niczem nie zbyło, gdy raz pierwszy nogą próg przestąpi.
Janusz patrzał na tę żywość młodzieńczą i głową mu dawał znaki, że dobrze uczynił.
Henryk z wyrazem zazdrości ani go powitawszy, cofnął się i szydersko usta wykrzywiał, stojąc zdala... Tymczasem Semko kołpak rzuciwszy, brata głową pozdrowił, a sam wbiegł do sypialni...
Drogę mu zachodziła też Błachowa biedna, trzymając na rękach na poły omdlałą, z rozpuszczonemi na ramionach włosami, z blademi usty Ulinę. Na widok Semka ta na półumarła podniosła się, dwie ręce wychudłe zarzuciła mu na szyję, zbliżyła usta do jego twarzy, lekki okrzyk się dał słyszeć, i całym ciężarem martwego ciała, spadła na ręce matki...
Zaledwie czas miał podtrzymać już krzepnącą Semko...
Ulinka nie żyła...
Dochowała tylko dech ostatni, aby go w pocałunku umiłowanego oddać brata.
Na chwilę stanął książe zdrętwiały, patrząc na dziewczę i sądząc, że osłabiona omdlała; ale Błachowa czuła macierzyńskiem sercem, że dla biednego jej dziecięcia wszystko było skończone... Ona sama niosła je ostatkiem siły na te łoże,