Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/238

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

żyła obawę i wahanie, posunęła się żywiej i krzyknęła na stojącą straż, aby otwierała.
W mroku nie można było rozpoznać ludzi, i oni też, jakby nie poznali królowej, nie poruszyli się z miejsca i nie zdawali gotowi usłuchać.
Jadwiga z coraz większem poruszeniem podbiegła bliżej, jednemu ze stojących własną rączką wyrwała berdysz, którego on wcale nie bronił, i zamierzyła się nim uderzyć we drzwi.
Nie rozrachowała ani sił swych, ani niepodobieństw dokonania tego, do czego ją rozpacz skłoniła...
Postradała pamięć, rozwagę: gniew i boleść w szał ją wprawiły.
Lecz było coś tak bohaterskiego w tem porwaniu się słabej istoty przeciw dzielącej ją od kochanka zaporze, że straż zdawała się gotową rozkazowi jej uledz...
Oburącz porwawszy berdycz, już miała uderzyć w drzewo, gdy zjawił się Dymitr z Goraja, z obnażoną głową stając wprost przed nią.
Zobaczywszy go, królowej opadły ręce...
— Pani miłościwa! pani nasza! co czynić zamyślasz... na Boga...
Jadwiga milczała niema chwilę.
— Widzisz — odparła gwałtownie — niewolnica wasza wybija się na swobodę, gwałtem oddzieliliście mnie od męża, idę się z nim połączyć.