Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/230

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jeszcze za odjeżdżającą, gdy ciemny mrok nocy go otoczył...
Z jakiemś przeczuciem smutnem zawrócił do refektarza, otulił się płaszczem, skinął na Suchenwirtha i dworzan i opuścił klasztor...
Przeczucie nie było daremnem: w istocie zbierała się burza nad tą parą rozmiłowaną. Dobiesław z Kurozwęk był ślepy, ale inni patrzyli za niego.
Za drugim powrotem przy pochodniach do zamku, Dymitr z Goraja podskarbi, mąż wielkiej przenikliwości i energii, chociaż do niego dozór nad tym skarbem nie należał, powziął jakieś podejrzenia.
Dość mu było wziąć na spytki Zbramira, dworzanina królowej, aby się o wszystkiem dowiedzieć. Wylękłe pacholę opowiedziało o schadzkach u Franciszkanów z największemi szczegółami.
Nakazawszy mu milczenie, podskarbi jednej nie tracąc chwili, pobiegł do Jaśka z Tęczyna. Tu szczególnym trafem zastał i pana krakowskiego i Spytka.
Ujrzawszy go wpadającego ze zmienioną twarzą, zdyszanego, porwali się wszyscy domyślając nieszczęścia jakiegoś... Dymitr zaledwie mógł mówić. Oburzało go to, iż dotąd nikt nawet o zabiegach Wilhelma i Gniewosza podstępnych knowaniach nie wiedział.