Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/201

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ich lekceważono i na ich wezwanie nie stawano, oni też mogli się odstrychnąć.
Inni, ponieważ wojna domowa nie była całkiem zażegnana, nie chcieli odstąpić swych zamków, aby ich przeciwnicy nie zagarnęli.
Gdy dzień naznaczony nadszedł, ledwie mała gromadka się znalazła z Wielkopolski, a ta, namówiona przez Bartosza, cała poszła pokłonić się Semkowi, głosząc, że jego wybór popierać będzie.
Niespodziany ten zwrot, którego Semko nie mógł przewidywać, gdy nagle jednego rana już ostygłego i wyrzekającego się wszelkich nadziei, zachwycił, wprawił w zdumienie nadzwyczajne i strachem nabawił.
Nie marzyło mu się już nawet o tem.
Nagle tłum ten, dobrze mu znany z Sieradzia, hałaśliwy, wesół, butny, gdy zaległ całą gospodę a Lepiecha z Bartoszem i Lasotą wpadli do komnaty niosąc księciu pokłon i nową błyskotkę, nowe jakieś nadzieje, Semko jakiś czas myśli zebrać i opamiętać się nie mógł.
Lecz nie był on już tym niedoświadczonym młodzieniaszkiem, którego łatwo dawniej ująć było, miał w charakterze siłę i postanowiwszy raz coś, nie cofał się. Pierścień jego miała siostra Jagiełły, on słowo litewskiego księcia — związany był przyrzeczeniem, i nie ufał już w tę