Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się bardzo skromnie i znaleźli się w kościele na mszy, na której królowa była przytomną. Tuż za nią Semko szedł do zamku, i Spytek go wprowadził.
Stała się jednak rzecz nieprzewidziana, niedopuszczono Bartosza, który z gniewem wielkim zaraz precz z zamku odjechał. Czyją to było sprawą, nie wiadomo, dosyć że mieć go tu nie chciano.
Śliczna dnia tego, z weselszą twarzą, z oczyma jasnemi, uśmiechnięta, uprzejmości pełna królowa powitała Semka, jako powinowatego sobie książęcia, ani mówiąc ni dopuszczając nic wspomnieć o przeszłości. Mówiła o sobie, o kraju tym, o Krakowie, o zamku, ze zręcznością wielką unikając wszystkiego, coby podrażnić mogło.
Semko musiał się dziwić temu majestatowi, jaki sobie umiało nadać dziewczę młodziuchne. Wydała mu się w istocie królową.
Rozgorzał dla niej tak jak wszyscy zachwytem wielkim, lecz razem było w nim uczucie nierówności, myślą się już nie podnosił do córki Ludwika.
Był dla niej zbyt prostym chłopem, jak się sam zwał w duchu.
Jadwiga widocznie zjednać go sobie życzyła, Po pierwszej chwili ceremonjalnego przyjęcia, gdy książe oświadczył, że widział ją w czasie wjazdu, a potem przy uroczystych obrzędach,