Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/096

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

A gdy na tronie zasiadła przy uczcie, otoczona gronem najpierwszych mężów, najdostojniejszych radców swoich, gdy zabrzmiały tu wesołe pieśni, i grzmiące trąby i okrzyki radosne, widzieli jak dwa pereł strumienie pobiegły po białej twarzyczce.
Gdy potem wreście, odprowadzana przez cały orszak dziewic i matron, poszła spocząć do swej sypialni, nie widział nikt jak się rzuciła w objęcia Hidy i wybuchnęła płaczem długim...
Wśród tego tłumu, tej wrzawy czuła się samą, sierotą nieszczęśliwą, dzień jej tryumfu był jakby pogrzebem nadziei, rozstaniem z przeszłością całą.
Tu nic, nigdzie nie przypominało jej narzeczonego, z którym ona czuła się połączona przysięgą, wspomnieniami młodości — sercem.
Znali się i kochali od dzieciństwa. Wszystkie marzenia królewnej, od czasu jak się marzyć nauczyła, snuły się około szczęścia z Wilhelmem, z młodziuchnym rówieśnikiem, wychowanym jak ona, wypieszczonym jej na męża.
Tu od czasu przybycia, nikt jego imienia nie wspomniał, nikt się nie ważył szepnąć że żył, pogrzebiono go ciszą grobową.
Matka wprawdzie kazała jej jawnie wyrzec się go dla korony i sama się zaparła wszelkich zobowiązań tylekroć i niedawno za poręką Opolczyka powtarzanych, ale sam na sam z płaczącą