Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/031

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

usiłując przekonać, że powinien był błąd naprawić i zaniechać wszelkich starań o koronę.
— Mazowsza mi naszego żal — rzekł — bo nad tobą żalić się nie mogę, masz czegoś pragnął i co ci przepowiadałem...
Tak jest — dodał poważnie. — Piastowie korony nosili, ród ich panował Polsce, lecz rody upadają jak grody... i wolą Bożą w tem szanować trzeba. Darmo przeciwko niej się miotać.
Semku mój, póki czas... ocal się i nie daj wichrzycielom przewodzić nad sobą.
— Stanie się co przeznaczono — rzekł Semko. — Przed czasem cofnąć się nie mogę...
— A po czasie zapóźno będzie!
Wstał ks. Janusz i po ojcowsku objął brata za szyję. Drgnęło w obu serce przy tem pożegnaniu. Semko przeprowadztł go z poszanowaniem... Podali sobie ręce w milczeniu.
Henryk nadszedł też pokłonić się starszemu, który z właściwym sobie uporem, na odjezdnem jeszcze mu powołanie i sukienkę przypomniał...
Po odjeździe Janusza dni płynęły jednostajnie na Płockim zamku, do którego rozpierzchła, przerzedzona szlachta nie napływała teraz, chyba ze skargami i prośbami... Nawet Bartosz z Odolanowa mniej był czynnym, czując się nie dosyć silnym, aby do walki stawać z Grzymałami, popieranemi jawnie i tajemnie przez Małopolan i stronnictwo królowej.