Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/020

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zmarszczył się Semko trochę.
— Myślicie, że co wskóra? — zamruczał. Zamech stał nie śmiejąc odpowiadać... Bartosz też milczał.
— Królowa córki swej, dziecka trzynastoletniego dać nie myśli pewnie — przerwał sam Semko. — Gdyby chciała ją do Polski odprawić, dawno czas miała sama ją odwieść, lub wysłać... Po tylu zwłokach... nie wierzę!! — zawołał Semko...
Zamech milczący długo, potrząsał głową.
— Jeźli prawdę mam rzec — odezwał się — w N. Sączu inaczej o tem sądzono. Spytek z Mielsztyna naglące wyprawił do królowej ostrzeżenie, iż dłużej Polacy czekać nie chcą i nie będą. Sędziwój też...
Tam w Krakowie, wszyscy się Jadwigi spodziewają, a wyglądają jej jak zbawienia i liczą na to, że przybyć musi...
Bartosz począł posła wypytywać więcej, a książe natychmiast się oddalił... Wziął go więc do izby swej dla lepszego zbadania, a gdy nazajutrz z księciem się zszedł, nie taił, że i on jest tego przekonania, iż Jadwiga przybyć musi.
— Jak gdybyś mi rzekł — odparł gorzko Semko — że my już żadnej nadziei mieć nie możemy!
— Jakto! — gorąco podchwycił Bartosz —