Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom II.djvu/266

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Bobrek. W kącie jej na ławie, w ciemnym płaszczu, siedział mężczyzna blady, z długą brodą w czapeczce na głowie, którą na widok klechy nieco uchylił i natychmiast nakrył znowu. Lękliwem okiem spoglądał na przybyłego.
Klecha ciekawym był sprawdzić powieść o koronie; nie widział innego środka nad próbę rozpoczęcia rozmowy, w ten sposób, aby zdawać się mogło żydowi, iż on o wszystkiem jest zawiadomiony.
— Wy tu sami myślicie nocować? — zapytał — mając przy sobie takie drogocenne rzeczy.
Żyd drgnął, pomyślał.
— No? a gdzie bezpieczniej być ma jak na zamku?
— Oddalibyście lepiej podskarbiemu — dodał Bobrek.
Zamiast odpowiedzi siedzący na ławie głową potrząsnął znacząco.
— Boicie się o zapłatę? — uśmiechając się rzekł klecha, zwolna zaczynając przechadzać po izbie.
Niechętny do rozmowy, głową tylko dał znak potwierdzający. W twarzy jego niepokój malował się wielki.
— A wy kto? — zapytał.
— Do dworu należę i do ks. kanclerza — rzekł Bobrek.
Po chwili milczenia żyd pocichu się odezwał.