Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom II.djvu/251

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Gorąco też było dla wielkiego ścisku. Szlachta siedziała, stała, chodziła, podnosiła kubki, ciągle wznosząc zdrowie księcia i odkazując się przeciw nieprzyjaciołom jego.
Wśród ciżby tej książę Henryk dziwacznie przystrojony, snuł się od jednej do drugiej gromadki podsłuchując, wyśmiewając gości, drwiąc z nich, zabawiając się z niemi i kubki wypróżniając. Pozwalał sobie wiele, ale jako młokosowi i bratu książęcemu uchodziło wszystko.
Semko, który w poważniejszem gronie siedział na wysokiem krześle, w postawie dumnej, w bok się wziąwszy, spoglądał czasami na brata z gniewem w oku, lecz nie probował go odciągać ani naganiać, bo wiedział, że temby do nowych pobudził wybryków.
Semko nie był tym młodym chłopakiem, jakim go widzieliśmy przed kilką miesiącami, wahającym się jeszcze, czy ma się poddać marzeniom, czy przykładem ojca i brata precz je odtrącić.
Z twarzy widać było upojenie, rodzaj szału i rozpromienienie nadziejami. Przybyło mu wiary w siebie.
Nie mówiono tu o niczem innem, tylko o dalszych podbojach i zabieraniu zamków w Wielkopolsce, o ujmowaniu sobie dowódzców, tak jak Jakusza Kuligę w Kruszwicy ujęto; o przyszłym zjeździe w Sieradziu, i co po nim czynić należało, aby Małopolan zmusić do poddania się.