Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom II.djvu/237

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Spytko z Mielsztyna. — Sprawiliście poselstwo, reszta...
— Nie moja rzecz, tak — przerwał Lasota. — Wiem ci to, proszę tylko o odpowiedź jaką mam zanieść jego przewielebności.
Obejrzeli się po sobie siedzący, a że się rozumieli dobrze i ustnie porozumiewać nie potrzebowali, zgodnie na Jaśka z Tęczyna zdali odpowiedź.
Kasztelan zwrócił się do posła.
— Pokłon od nas zanieście pasterzowi — rzekł — i powiedźcie, że na zjazd stawić się nie możemy. Próżne to są narady, na których nie zyszczemy nic. Nie jedziemy.
— Nie jedziemy! — powtórzyli wszyscy zgodnie.
Lasota stał jeszcze... Nastąpiło milczenie, powolnym ruchem ręki sięgnął po swój kołpak na stole; w tem na znak dany przez wojewodę, służba w barwie jego, z cudzoziemska obcisło ubrana, z włosami trefionemi na ramionach, w kaftanach z rękawami długiemi, wniosła dzbany i kubki pozłociste.
Sam Spytek wziął jeden z nich i podał go z uprzejmością gościowi, który popatrzał nań, skłonił się i nie przyjął.
Na twarz wojewody krwawy rumieniec wystąpił, było to obrażającem dla niego. Lasota nie tłumacząc się i nie zważając na gniew Spytka,