Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom II.djvu/235

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

spoglądali na Jaśka z Tęczyna, a ten szeroką dłonią brodę gładził.
Po długim przestanku, stolnik nie wiedząc jak zakończyć, powtórzył.
— Arcybiskup wzywa na dzień św. Wita.
Naówczas kasztelan, poruszył się nieco.
— My tego zjazdu żadnej potrzeby nie widzimy. Radzić niema nad czem. Oczekujemy królewnej, która nam jest przyobiecana, ta przybędzie i wszystkiemu koniec. Bez niej zaś nic uczynić nie możemy, próżne rady, zjazdy daremne...
— Królewnej niema się co spodziewać — rzekł Lasota. — Jawna rzecz, że królowa dać jej nie chce, zwłócząc od miesiąca do miesiąca. Tymczasem kraj bezpański...
— Przysięgliśmy — odparł krótko Dobiesław z Kurozwęk, — przysiąg łamać nie mamy we zwyczaju. Czekamy na królowę.
I dodał w końcu głos podniósłszy.
— Na żadne zjazdy jechać nie myślimy...
Lasota spojrzał po siedzących, czy miał tą rzezką odpowiedź uważać za wyraz ogólnego przekonania.
Nie mówiąc nic siedzący głowami mu zawtórowali. Stolnik stał trochę milczący.
— Zda mi się, że choćby i radzić nie było