Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom II.djvu/226

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Hawnulowi, na którego licu widoczna była trwoga i strapienie.
— Miłościwy panie — odezwał się zbliżając ku niemu starosta — darujcie mi, że przychodzę niepokoić was. Czuję się tu niepotrzebnym! nie mam już ani na co czekać, ni się czego spodziewać!
Mówią, że Wielkopolska jest w rękach Semka, zajął Kujawy, zabrał Łęczyckie pono, zamki mu się poddają, nikt oporu nie stawi — wszystko stracone!
Gdy to mówił Hawnul, inni panowie, którzy już go znali z widzenia, i byli wtajemniczeni otaczać go poczęli i przysłuchiwać się.
Jaśko z Tęczyna nie przerywał mowy i nie dawał znaku po sobie, ażeby ona wrażenie czyniła na nim. Słuchał cierpliwie.
Gdy Hawnul ciężkiem westchnieniem skończywszy, spojrzał na otaczających, i spostrzegł twarze nieporuszone, chłodne, majestatycznie poważne i spokojne, nie mogąc tego inaczej wytłómaczyć sobie, sądził, że są zrezygnowani na wszystko, że istotnie ratunku już niema.
Jaśko z Tęczyna, jak zwyczaj miał, pogładził brodę i nie spieszył z odpowiedzią — na ostatek począł zwolna.
— Straconem nic nie jest — rzekł — na zajęcie Kujaw, niestety, byliśmy przygotowani, jesteśmy na daleko więcej, chociażby Semko zają-