Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom II.djvu/218

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wych, dość zawikłanych, nic jeszcze stanowczego nie wie, a czekać na siebie nie radzi.
Usiłował mu się przymilić klecha, lecz Hawnul był w usposobieniu jakiemś nie zbyt łagodnem i do rozmowy nie okazywał ochoty. Pozyskać sobie nie mogąc niczem, klecha pożegnał go tem, że jeśliby nie odjechał przyjdzie się dowiedzieć jeszcze.
Tymczasem sznurkował po mieście. Jako klecha i zawsze niby do stanu duchownego się przygotowujący, miał on stosunki rozliczne z miejscowemi kapłanami. Udawało mu się nie raz od nich zdobyć ważną jakąś wiadomość, lecz nigdy tak szczęśliwie, jak teraz mu się nie powiodło.
Biskup krakowski Radlica, który się znajdował u Jaśka z Tęczyna, pamiętnego wieczora, gdy do niego Hawnula wezwano, tak był przejęty wielkością myśli tu przyniesionej, iż zapomniawszy o obowiązku zachowania tajemnicy, zdradził się z nią przed jedynym przyjacielem osiemdziesięcioletnim kanonikiem Rubiczkiem.
Człowiek to był świątobliwości wielkiej, całkiem oderwany od świata, pędzący życie w praktykach religijnych, cały w Bogu lecz wiekiem i samem tem usposobieniem zdzieciniały.
Podzielił się z nim biskup wiadomością tą aby się staruszkowi dusza rozrachowała. Ze złożonemi rękami, z uniesieniem przyjął cudowną