Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom II.djvu/209

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bry — rzekł Mroczek. — Nasza rzecz co poczniemy, a z tem się naprzód chwalić nie będziemy. Co mi zlecono to oświadczam wam, jeżeli nie ustąpicie natychmiast, mir wypowiedziany... Miejcie się więc na baczności.
Mroczek dokończywszy tego przemówienia, nie znajdował potrzebnem tłumaczyć się więcej, skłonił się nieco, Wróbel też, inni za niemi, i gdy Bartosz stał jeszcze zaniemiały z podziwienia nad tem zuchwalstwem, oni mierzonym krokiem, nie myśląc już więcej rozprawiać, wyszli z izby, w takim samym porządku jak przyciągnęli, wracając do bramy, która się szybko otworzyła i zamknęła za nimi.
Książe, który za drzwiami z gniewu trząsł się słuchając, wybiegł do pierwszej izby wściekły.
Bartosz ramionami zlekka poruszał.
— Niema tu co stać — rzekł — trzeba co rychlej ciągnąć dalej, mamy co innego do czynienia.
— Jakto? uledź groźbie, uciekać! — przerwał Semko.
— Pokażemy gdzieindziej, że się nie lękamy boju, lecz tu, nie opłaciłoby się już wojowanie. Są na baczności, siły nagromadzili — mówił Bartosz.
— Lecz odstąpić na ich rozkaz, natychmiast! srom! hańba! — wołał Semko — tego nie dopuszczę...