Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom II.djvu/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie! — zawołał Hawnul — dotąd nic. Dziś dopiero pan Bóg mnie tą myślą natchnął, a od niej jakbym wina się napił, głowa mi się zawróciła... Pokoju mi nie daje!...
W. księżna ciekawie wpatrywała się w stojącego przed nią starostę, który postawę miał natchnioną i przejętą.
— Wyście dobrym i wiernym sługą naszym — odezwała się z dobrocią — wiem, że kochasz syna mojego, dlatego nawet niemożliwe rzeczy byś rad spełnić. Polska i my, ogień i woda! jakże to połączyć w jedno?
— Miłościwa pani, przecież Litwinki były tam już na tronie? były Rusinki, czemużby pan nasz nie mógł być?
— A wiesz jak się im tam działo? — odparła Julianna.
— Inny jest los niewiasty a mężczyzny — rzekł Hawnul. — One tam szły słuchać, nasz pan pójdzie rozkazywać.
W tem księżna, jakby naumyślnie, coś zupełnie obcego wrzuciła w rozmowę, mówiła o Tatarach i wojnie z niemi. Hawnul zamilkł.
Pierwszą myślą jego było przez matkę trafić z tem do Jagiełły, znajdował tu opór, ale nim się nie zrażał.
Ufał w to że Julianna, choć w pierwszej chwili odtrąciła to co jej przynosił, musiała po