Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom II.djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wiących mu czoło z takiem zuchwalstwem i lekceważeniem...
Wreście gniew ten pański urósł do tego stopnia, iż z siedzenia porwawszy się, ku Wielkopolanom pięść ściśniętą wyciągnął.
Odpowiedział mu naprzód głos szyderski, jakby śmiechem stłumionym, potem uciszać się zaczęło. Ciekawość się budziła, co też powie? czego chce?
Książe, który innym językiem jak po niemiecku mówić nie umiał, odezwał się z czemś głośno, krzykliwie, ale nikt go nie zrozumiał. Z ruchów tylko i postawy wnosić było można, iż protestował.
Ktoś ze stojących bliżej wyrwał się z tłumaczeniem, że książe nie dozwala na ten wybór i głosuje przeciwko niemu.
Zaledwie to usłyszano, gdy ogromna burza powstała.
— A on tu jakim prawem mówi! On głosu tu niema. Zdrajca ten, Niemiec! Uwięzić go i sądzić!! Precz z nim do więzienia!!
Nie dość było na wołaniu tem, od strony Wielkopolan rzucił się tłum jakby chciał dokonać co zapowiedział...
Książe stał dumnie, cale nieustraszony, wyzywający niemal. Twarz okryła mu się purpurą gniewu i wyrazem pogardy.
Byłoby może do gwałtu jakiego przyszło,