Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom II.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nażoną, ogorzałą, włosem obrosłą, na ławę się podniósł Nałęcz Lepiecha, i na jego skinienie ucichło.
Oczy wszystkich ku niemu się zwróciły.
— Z dawien dawna — rzekł — myśmy sobie panów dawali, a zawsze u nas zrodzonych, do których nam tłumacza nie było potrzeba.
Krew naszych Piastów przecie nie wszystka wsiąkła w groby. Na co nam szukać obcych, gdy swojego rodzonego mamy. Młodym ten pan jest, nauczy się panować, silnym będzie, mądrym się stanie, naród przy nim całym zastępem się przygarnie. Sam Bóg go nam wskazuje, niema innego głosu prócz za Piastem!
Znowu wrzawliwie wywoływać zaczęto Semka, a tak uparcie i groźno, że z panów krakowskich nikt się nie śmiał wbrew ozwać.
Siedzieli wszyscy niemi spoglądając po sobie, tylko Jaśko z Tęczyna brodę gładził i czekać się zdawał, aby się umysły uspokoiły a wrzawa ustała. Dobiesław z Kurozwęk i on coś szeptali do siebie.
Niebardzo zważano na to, że Władysław Opolczyk, który przy posłach węgierskich siedział, bladł, zżymał się, poruszał, rękami dawał znaki. Chciał mówić, nie dopuszczano; dumny pan burzył się coraz mocniej, sierdził spoglądając na ten tłum ludzi, ubogo tak wyglądających, a sta-