Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom II.djvu/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Mógł więc krążyć wszędzie bez przeszkody, podsłuchiwać i wypytywać.
W wigilią wieczorem, chociaż nikt jeszcze przewidywać nie mógł jak się jutrzejsze narady skończą i co na nich będzie postanowionem, już pewne znaki usposobień się objawiały.
Węgierscy panowie w ciągu dnia, przybyciem księcia Władysława Opolskiego zaniepokojeni, bo go posądzali, iż stronę siostrzeńca popierać może, poszli wprost do niego w imieniu królowej spytać, co myśli.
Na otwarte zapytanie biskupa Mikołaja, książe Opolski z dumą, z szorstkością pewną, ale z wyrazem, który o usposobieniu wątpliwości nie zostawiał, odparł ostro, że wcale nie myśli za wyrostkiem się oświadczać, gdy i wiekiem i zasługami sam w razie opróżnienia tronu, słuszniej czuje się do niego powołanym.
Panowie węgierscy zdumieli się słysząc go mówiącego w ten sposób, i zaprotestowali, że tronu nikt córce Loisowej nie zaprzeczał.
— Tak się waszym miłościom zdaje — odezwał się ks. Władysław — ja co innego przewiduję, a w razie wszelkim, nie myślę się moich praw wyrzekać.
Po chwili zaś namysłu, książę dodał, iż spokojni być mogą, bo w żadnym razie siostrzeńca popierać nie będzie.
Wyszedłszy z tą dwuznaczną odpowiedzią pa-