Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom II.djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dawno z Zygmuntem był, dziś Semkowi służy, a komu jutro? to nie wiadomo. Bardzo mu żal dóbr spustoszonych i dziesięcin, gospodarz jest bardzo dobry!
Ostatnie słowa wyrzekł ze złośliwością, która uśmiech wywołała na usta kanclerza, nieznaczny i wnet niknący.
— Widzę — dołożył ks. Walter — że wy nie wielkie wróżycie powodzenie księciu Mazowieckiemu?
— Cóż ja mogę wywróżyć? — odparł skromnie klecha — z dołu do góry patrzę, mało co widzę. To tylko do myślenia daje, że panowie krakowscy zimni są i pary z ust nie puszczają, a u nich i głowy mocniejsze i chytrość jest większa niż u Wielkopolanów. Tym się Krakowianie dadzą wykrzyczeć, a uczynią w końcu milczkiem co zechcą. Oni sobie pana z cudzej ręki trudnoby narzucić dali.
Książe Władysław z ręką do ucha przyłożoną ciekawie przysłuchiwał się tej rozmowie, niedając żadnego znaku po sobie, jakie na nim czyniła wrażenie.
Kanclerz pośredniczący, między nim a klechą, wziąwszy od pana swego rozkazy, kilką słowami posłańca krzyżackiego odprawił.
Chociaż powierzchowność wcale go nie zalecała, ks. Walter znający się na ludziach, z tego