Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom II.djvu/096

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

to koniec walce, gdy w kilka godzin ledwie drugi goniec przybiegł, zwiastując zwrot wcale niespodziewany. Po pierwszej utarczce, dla Domarata nieszczęśliwej, nadciągnął Wierzbięta ze Smogulca, Grzymała, stojący niedaleko ztamtąd obozem, ze stu kopijnikami i kilkuset piechoty; wpadł na rozbiegające się wojsko Świdwy, które goniło rozproszonych, i pobił nawzajem. Zwycięstwo było zupełne. Sam mężny Świdwa, przed tą siłą świeżą i przemagającą musiał się schronić do Ostroroga, zameczku Grocholi.
Zmienił się więc pierwszy tryumf w nową niepewność, wszystko zostało zachwiane.
Zbieg z pola bitwy, który był jej świadkiem, opowiadał ze zgrozą, jak wśród wielkiego zamieszania czasu walki, swoi swoich, niepoznając, mordowali, a jedni i drudzy krzyczeli:
— Za Maryą!!
Domarat chcąc się pomścić na Świdwie, obiegł zameczek w Ostrorogu z całą swą siłą, lecz drugiego dnia już, uląkłszy się odsieczy, która z Poznania nadciągać miała, odstąpił od niego.
Uzuchwaliło Domarata zwycięztwo, i zaciągi jego, a Grzymałowie rozpostarli się około Poznania, Buku, Wronek po Wartę, niszcząc włości i mszcząc się na Nałęczach.
Wojnie tej końca już widać nie było, bo szlachta znękana, o Domaracie i o Luksemburczyku ani słyszeć nie chciała.