Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom II.djvu/080

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wość. Wszystkim Nałęczom i ich sprzymierzeńcom pilno było okazać gorliwość swą, męztwo i przebiegłość.
Jeden przychodził z doniesiem, że Pyzdry znał jak własną wieś, że furtę wiedział w murze i miejsce kędy ściany były pogruchotane i słabe.
Inny ofiarował się wkraść potajemnie, dostać do OO. Franciszkanów, a przez nich mieszczan skłonić do poddania bez krwi rozlewu.
— Miłościwi panowie a bracia, — odpowiadał wojewoda — na rany pańskie, zostawcie wodzom dowództwo, a gdy przyjdzie do szturmu rąk nie żałujcie. Bez gąb się obejdziemy.
Z drugiej strony kupy wołały i domagały się, aby im wojewoda dozwolił się tylko rzucić na miasto, a w oka mgnieniu je zdobędą i gród poddać się będzie musiał.
Zadanie to, gdy śmiejąc się mówili o niem, zdawało się łatwem jak orzech zgryźć.
Tymczasem zebrani na naradę w namiocie wojewody, on, Świdwa i Bartosz, który już był miasto ze wszech stron objechał, wcale go za tak łatwą zdobycz nie uważali.
Mury były grube i mocne, mieszczanie widocznie przygotowani do odpierania oblegających, chociaż ich siła przemagała. Sama obawa rabunku i zniszczenia, dodawała im rozpaczliwego męztwa. Machin do burzenia murów nie miano, sporzą-