Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom II.djvu/053

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Semko słuchał marszcząc się. Wiedział jak brat był przeciwnym wszelkiemu mieszaniu się w polskie sprawy, zamiast odpowiedzi, odwrócił się ku niemu, jakby wyzywał do objawienia zdania.
Janusz, który już siadł był za stół, podparł się i milczał.
— Słyszycie! — rzekł do niego Semko.
— Od wczoraj tylko tego słucham — chłodno odpowiedział Janusz — ale przy swem stoję. Niech Wielkopolanie robią co chcą, nie nasza to rzecz. Nie pora się mięszać. Kto ma ochotę w kości grać, niech za kubek bierze, a ja kosterstwa ani życzę, ani do niego należeć nie myślę.
— Nie namawiamy was — wtrącił Bartosz — choć brat królem, złą dla was rzeczą nie będzie.
Janusz usta wydął i ręką zamachnął... Nie miał wiary w obiecane królestwo.
Zbyt wiele osób otaczało ich i słuchało rozmowy, aby ktokolwiek chciał się otworzyć z tem co myślał. Jeden Bartosz nie taił się z tem co czynił.
Semko szczególniej zwracał uwagę na brata, w którym już teraz pewne zobojętnienie i oswojenie się z myślą o koronie dostrzegał.
Odolanowski pan, cały przejęty i rozgorączkowany, ciągnął dalej.
— Zechcecie czy nie, okoliczności was zmuszą przyjąć osieroconą koronę, do której nikt prawa