Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom II.djvu/045

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W sieniach powtórzyło się toż samo.
Straż stała przy drzwiach, a w lewo szło obejście dworzec otaczające, rodzaj korytarza małemi oknami oświeconego.
Tu znowu znalazła się kupka kobiet ciekawych, która równie prędko, przestraszona uciekła w głąb domu.
Księżna Julianna, jak pierwszym razem spodziewająca się tych odwiedzin, nie chciała przed gosciem dwa razy pokazać się w jednym stroju i klejnotach. Wdziała więc na głowę inne czółko, niemniej bogato, wielkiemi, krągło szlifowanemi rubinami i smaragdami wysadzane, w kształcie korony, i pierścienie na ręce kosztowniejsze jeszcze i łańcuchy złote zamiast pereł. Suknia też ciemna była przetykaną złotem, a obówie na kształt sandałów świeciło kamieniami. Długa zasłona biała spadała od czółka na ramiona.
Nie bez myśli też zapewne księżna tym razem, wielki krzyż złoty na piersiach zawiesiła.
Na stole przed nią przygotowane już stały w złotych czarkach i rogach wina słodzone, na miskach podobnych przysmaki różne, owoce w miodzie i małe placuszki.
Weselszą twarzą powitała teraz Semka, który zbliżywszy się dziękował jej za skuteczne orędownictwo u syna, przyznając mu wszystko.
Słuchała Julianna z uśmiechem smutnym na ustach i dumą, dając poznać, że jej to miłem było.