Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom II.djvu/041

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Więc chcielibyście pozostać? wy? — zapytał zdumiony książe.
— Ojciec Paweł życzy sobie tego. W kościółku mu zakrystyana brak, w klasztorze rąk. Jam, dzięki Bogu, silny jeszcze.
Semko zwrócił się ku przełożonemu, który stał milczący.
— Brat Antoniusz chce mnie opuścić! — rzekł.
— Ale tylko za przyzwoleniem miłości waszej i zgodą — odparł przełożony. — Bylibyśmy bardzo wdzięczni, gdybyśmy go pozyskać mogli. Młodszej braci przy nim raźniejby szło, bo to żywy przykład klasztornej cnoty.
— A! a! ojcze! niedołęga jestem! — wtrącił skromnie Antoniusz.
Semko nie sprzeciwiał się żądaniu, pomyślał tylko, że gdy mu Kaukis i Wiżunas równie się upomną o obiecaną swobodę, z powrotem w drodze kierować się ciężko będzie.
Za to Jagiełło dawał przewód swoich ludzi do granicy.
Do południa z zamku nie nadeszła wiadomość żadna, aż nadjechał Hawnul, a z nim dwu konnych, którzy podarki W. książęce wieźli.
Wspaniałe były i kosztowne, i za nie godziło się podziękować.
Ale Jagiełło dodnia już był na łowy do Miednik wyjechał, nie żeby podziękowań uniknąć,