Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom II.djvu/016

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wszedłszy kroków kilka w tę stronę, Semko zatrzymał się, jeszcze pod wrażeniem gniewu, który mu trudno przezwyciężyć było. Stanął niedaleko tych okien tajemniczych, gdy w jednym z nich uchyliła się siatka zielona, i ciekawa główka niewieścia ukazała.
Książe był w kwiecie młodzieńczego wieku męzczyzną, którego ród szlachetny łatwo było rozpoznać można, domyśleć się go nietylko z rysów twarzy, ale z dumnej i swobodnej postawy.
Zjawienie się jego tutaj, dziwne, gościa zupełnie nieznanego, musiało młodziuchne dziewczę zaciekawić, bo wielkie, niebieskie oczy wlepiło w niego z zuchwałością dziecięcą.
Semko zobaczył piękną dziewczynę, która zawsze i wszędzie musiałaby na siebie zwrócić oczy każdego mężczyzny.
Jak w księciu można było odgadnąć łatwo ród pański, tak i w tej twarzyczce, śmiało się wpatrującej w niego, każdy się mógł domyśleć nie prostej służebnej, ale dziecięcia domu.
Piękność sama, delikatność rysów, nadzwyczajna płci białość istotom w zamknięciu trzymanym właściwa, wyraz oblicza dumny i niemal zuchwały, chociaż wesół i rozpromieniony, na ostatek strój, którego część widzieć się dawała; złoty wianuszek na głowie i kolce bogate, białe pod szyją rąbki, na rękach kręgi złote, sukni bramowanie wytworne, mówiły, że dziewczę albo