Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom I.djvu/263

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

obchodzi — rzekł kwaśno. Ale w tejże chwili twarz zasępiona się rozjaśniła. Spostrzegł na stole złocistą czarkę, którą mistrz zmusił księcia wziąć do użycia w podróży. Piękna była jak cacko — chłopak pochwycił ją i bawił się a oglądał jak dziecko.
— O! ho! a toż zkąd? — zawołał — nigdy jej tu, ani w skarbcu nie widziałem. Słowo daje, zdałaby mi się do kościoła albo i do własnej kieszeni, powinieneś mi ją dać, gościńca!
Spojrzał na Semka, który zbyć się go chcąc ramionami ruszył i rzekł sucho.
— Weź ją sobie.
Henryk się ucieszył mocno, nie puścił już jej z rąk, przypatrywał się wypukłej robocie, rysowaniu, cieszyły go piękne dwie głowy zwierząt z obu stron poprzyczepiane.
Wiek młody odezwał się w chłopcu, który starszego udawał niż był. Chował ją za suknię, przyglądając się, czy bardzo będzie widoczną, wyjmował, stawiał przed sobą, patrzył zdaleka, przyzierał się zbliska, ważył na ręku, usiłując odgadnąć, czy była pozłocista czy złota.
Aż na dnie jej zobaczył w końcu krzyż zakonu i cesarskiego orła. Zdradzało to pochodzenie kubka, Henryk uśmiechnął się, ale nie chwaląc swem odkryciem.
Przybycie tego brata, napastliwe jego narzucanie się za towarzysza podróży, ciekawość —