Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom I.djvu/209

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Udał więc daleko mocniej znużonego niż był w istocie, kazał sobie zaraz słać, zjadł, napił się i nie mając nadziei, aby mu się Anchen ukazała, bo ojciec mówił, że była niebardzo zdrową, położył się zaraz, rozkazując obudzić nadedniem i konie gotować...
Panowie Teutońskiego zakonu mieli tu wszędzie swe sługi potajemne, swych ludzi. W każdej mieścinie bliżej granic, przekupionych i gotowych na rozkazy. Nie miał więc trudności Bobrek w znalezieniu człowieka, któryby go szybko dostawił do Torunia. Tu, nie wstępując już do matki, przesiadł się tylko na świeże do Malborga konie, wdziawszy swój płaszcz szary z pół-krzyżem.
Prędzej niż się go spodziewano, stawił się u drzwi mistrza.
Lecz okazało się, że na niedogodną jakąś trafił godzinę.
W podwórzach stały oddziały zbrojne, jakby litewskie, i dwór jakiś obcy, liczny, książęcy, którego przyjęciem tak wszyscy zajęci byli, że na przybyłego braciszka nikt ani spojrzeć nie chciał.
Na zamku krzyżackim, a jeszcze na malborskim, który był jakby stolicą, orzak ten wrogo wyglądający, ludzie ci w wysokich kołpakach z uszami długo na ramiona spadającemi, z pałkami za pasem obok mieczów, z tarczami dziwnych