Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom I.djvu/195

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

byłeś z poselstwem ustnem, odnieś że im słowną odpowiedź, że zakon dobremu sąsiadowi nie odmawia pożyczki, ale zastawy musi żądać i wziąć je, bo to prawem i regułą jego, od której odstąpić nie może.
Bobrek patrzący bystro w oczy mówiącemu, dał znak, że dobrze go rozumie. Czolner bliżej przystąpił do klechy, poszeptał mu coś cicho, i odprawił, choć ciekawy pół-brat byłby chętnie dłużej wśród towarzystwa dostojników pozostał.
Rada natychmiast, spiesznie się rozchodzić zaczęła.
Bobrek, który konia na zamku miał, niezwlekając siadł nań i ruszył nazad drogą do Torunia. Jechał rad bardzo, bo mu się łatwiej powiodło niż sądził, a nadzieję miał, że się ta podróż dobrze opłaci, a że do Malborga z Płocka jadąc spiesznie, nie miał czasu w Toruniu się zatrzymać i do domu matki zajechać — tym razem zboczyć myślał do niej, nie z miłości, jak się przekonamy, lecz by jej nie dał zapomnieć o sobie.
Matka Bobrka była polką, za młodu nieopatrznie zaślubioną niemcowi, z którym życie stało się dla niej męczarnią. Stary Biber płatnerz, był na usługach zakonu, liczył się do pół-braci, pracował ciągle około zbroi na zamku; — syn więc po nim pozostały gdy podrósł, gwałtem go wzięli zakonnicy na wychowanie, czemu się matka na