Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom I.djvu/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gaszczając się jak w domu. — Wiesz, że ja nie rad wędruję, a gotówem w moim dworze warszawskim lata siedzieć, patrząc jak Wisła mi płynie... i nie potrzebując więcej — ale mi się za tobą stęskniło.
No — i niepokój mnie ogarnął o ciebie...
— A to dlaczego? — odezwał się Semko zmięszany nieco.
Janusz się obejrzał, przy drzwiach stało kilka osób z ich dworu — skinął, że o tem później mówić będą — a radował się Płockowi, kędy biegał dziecięciem.
Pierwszą zawsze rzeczą było u nas, gdy swój czy obcy próg domu przestąpił, natychmiast myśleć dlań o pokarmie i napoju. W dawniejszych wiekach obyczaj ten był ściślej jeszcze zachowywany; pan domu nie potrzebował nawet wydawać rozkazów. Zaledwie w wielkiej izbie zasiedli, gdy już obrusy na stół niesiono, czeladź się krzątać pilno zaczęła. Semko powitalny kubek nalewał...
Tymczasem co było starych sług Ziemowitowskich, do pańskiego rodu przywiązanych, zatem i do głowy jego, cisnęło się wnet witać księcia Janusza...
Ta serdeczna skwapliwość budziła może pewną zazdrość w Semku, ale nie śmiał jej dać poznać po sobie.
Przybyli zaraz z pokłonem i wojewoda i chorąży, marszałek i kanclerz...