Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom I.djvu/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Walka z Januszem, opór przeciwko niemu, ciężkiemi były dla Semka. Lecz nie mógł już ani ujść, ani się schronić, i musiał gościa wesołą twarzą witać, choć mu było markotno...
Otworzył żywo drzwi sypialni, w której siedział, i z udanym pośpiechem a serdecznością wybiegł z otwartemi rękami naprzeciw Janusza.
Ten stał w kożuchu wygodnym, butach ciepłych i kołpaku, tak jak był z konia zsiadł, oglądając się po znanej izbie, która od czasów starego Ziemowita mało co się odmieniła. Patrzał na nią z rozrzewnieniem jakiemś, stare mu czasy przypominała.
Mąż był jeszcze w sile wieku, ale twarzy już niemłodej, pooranej, rysów niepięknych — spokojnego, niemal surowego, zastygłego wyrazu... Rycerskiego w nim było tyle tylko, ile w książęciu onego wieku być musiało. Na twarzy wypogodzonej malował się ten wiek człowieka, gdy on już złudzeń się pozbył, życie bierze jak ono przychodzi, a spokój nadewszystko ceni.
Ani pragnień, ani też polotu nie widać było w nim ku wyższemu czemuś — był ze swego rad....
Na widok młodego wyrostka, niemal mu Janusz z ojcowską jakąś serdecznością otworzył ramiona i do serca go przycisnął.
— Prawda, żem ja ci gościem niespodziewanym? — rzekł, rozpinając kożuch i pas, a roz-